O Badaczu Łańcuchów słyszał Mały Książę już dawniej od wędrownych ptaków, lecz nigdy nie poznał go - Proszę, proszę - zadrwiła Isobelle. - Ale to za wy¬sokie progi jak na twoje nogi. - Och, co za szkoda... W takim razie chyba pójdę na mały spacer. - Gdyby książę pozwolił... - A to Madge Burchett, Angielka, nasza ochmistrzyni. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, zwróć się do niej. Faktycznie, czemu miałaby źle życzyć Ingrid albo ja¬kiejkolwiek innej kobiecie? Żadna nie mogła z nią rywali¬zować, żadna nie mogła się z nią równać, pomyślał. - Wybacz. - Odwrócił się gwałtownie, podszedł do drzwi i otworzył je tak szybko, że Dominik aż odskoczył. Oczy malca rozbłysły jak dwie gwiazdki, a z jego gardziołka wydobył się rozkoszny gulgot. Uszczęśliwiona Tam¬my porwała go w objęcia i mało brakowało, by rozpłakała się ponownie. Przez długą chwilę patrzyli sobie prosto w oczy. - To nie twoja sprawa. Przestań gadać i śpij wreszcie. Podciągnął się po raz ostatni i usiadł na gałęzi, obok której kołysała się Tammy. Chwycił dziewczynę w talii i przyciągnął do siebie, przez co omal nie stracił równowagi. Teraz z kolei Tammy złapała go i przytrzymała, by nie spadł. Dobrze, że miała na sobie uprząż, bo to oznaczało, że przynajmniej jedno z nich było zabezpieczone, a skoro jedno, to oboje, bo żadne nie puściłoby tego drugiego. Za nic w świecie. Chris odchylił się i oparł ramiona o oparcie kanapy, jakby zachęcając Becka do dalszej przemowy. Merchant wstał i zaczął chodzić po pokoju. - W tamtych czasach robotnicy pracowali na dwóch dziesięciogodzirmych zmianach, z czterogodzinną przerwą między nimi na przeglądy techniczne i tak dalej. Huff chciał to zmienić. Przejść na trzy ośmiogodzinne zmiany, eliminując czas na inspekcje i naprawy. To było przedmiotem sporu między nim a Hallserem. - Hallser był przedstawicielem robotników - powiedział Chris. - Był typem działacza. Wszyscy go lubili, nawet Huff. Problem z panem Hallserem polegał na tym, że zbyt poważnie potraktował swoją rolę. Myślę sobie, że przez cały ten czas mógł nawet być agentem związków zawodowych, wysłanym na przeszpiegi. - Huff podjął decyzję na temat nowych zmian i nikt nie potrafił go od tego odwieść - ciągnął Beck. - W hali nie było wtedy nikogo poza Hallserem, który pracował przy piaskarce. Huff zaczął się z nimi spierać. Wreszcie wepchnął Hallsera do maszyny, włączył ją, a ty wszystko widziałeś. Hallsera prawie przecięło na pół. Widziałeś to, prawda, Chris? - Jak mogłem to widzieć, skoro mnie przy tym nie było? - Huff powiedział mi, że byłeś. Chris wydawał się zaskoczony tym oświadczeniem. - Naprawdę? Cóż, nawet jeśli byłem, niczego nie widziałem. - Przekręcił głowę na bok i popatrzył uważnie na Becka. - Dlaczego w ogóle o tym rozmawiamy i czemu jesteś tym tak zdenerwowany? - Każdy prawnik chciałby, żeby jego klient okazał się niewinny. - Wątpię w to. Gdyby wszyscy ludzie byli niewinni, nie miałbyś pracy. Właściwie to czuję ulgę, że wreszcie się dowiedziałeś o Iversonie. Nie powinniśmy mieć przed sobą tajemnic, inaczej jak moglibyśmy sobie zaufać? - Nie zaufałeś mi w sprawie zaręczyn Danny'ego. - To prawda. Że też musiałem się wygadać. - Wasz problem nie polegał wyłącznie na pobożności tej młodej kobiety. Chodziło o to, że Danny chciał się wyspowiadać. Chris przeklął pod nosem. - Zamierzał wypaplać Jezusowi i całemu światu o tym, co stało się z Iversonem. - Zdajesz sobie sprawę, co to oznacza w twojej sprawie? - Sprawie? Jakiej sprawie? Nie ma już żadnej sprawy, Beck. Pamiętasz uniżone przeprosiny Wayne'a Scotta za to, że mnie podejrzewał? Gdybym miał na palcu pierścień, niechybnie by go ucałował. - Miałeś doskonały motyw, żeby zabić brata. Chris potrząsnął głową i roześmiał się cicho. - Uważasz, że to ja zabiłem Danny'ego? - spytał. - Zrobiłeś to? - Mam alibi, pamiętasz? Słodka Lila. - Zrobiłeś to?! - huknął Beck. - Nie, Beck. Nie zrobiłem. Chris uśmiechał się, gdy zadzwonił jego telefon. Odebrał go i po chwili skrzywił się niemiłosiernie. - O co chodzi, George? - Przez chwilę słuchał swojego rozmówcy, - Teraz? Ile czasu nam to zajmie? Dobrze - odparł niechętnie. - Zaraz zejdę - z tymi słowy zakończył rozmowę. - George denerwuje się perspektywą poniedziałkowej inspekcji. Chce, żebym spojrzał na pasek klinowy Mark rozumiał z tego wszystkiego coraz mniej. To wy¬glądało na jakiś absurd. Ale zgadzało się imię Lary, więc nie mogło być mowy o pomyłce. uśmiechnął się do niej.
Wiem, nie powinnam była zakochiwać się w Tobie. To głupie. Owszem, dal słowo, ale... Ale była zbyt piękna, zbyt niezwykła. - Mam przyjaciółkę.
- Po to, żebym ja później mógł z tobą zatańczyć. - Zsunął jej suknię z ramion. - Wstań. - Sam nie mogłem uwierzyć własnym oczom - wyznał Virgil z powagą. - Zupełnie - Pięćset tysięcy dolarów.
- Nie możesz. Dobrze się zakonspirowałam - powiedziała, spoglądając na dom Bryce'a. teraz, jeśli nie masz nic przeciwko temu, muszę przejrzeć parę dokumentów przed jutrzejszą - Zastanawiam się nad konsekwencjami. Tak robią dorośli.
- Trzeba łapać trochę snu, kiedy tylko można, inaczej człowiek nie da sobie rady - wyjaśniła. - Z czasem się tego nauczysz. Jutro odeśpisz, ale pojutrze radzę się nastawić na - Tak. Jedźmy do Broitenburga we troje. - Świetny pomysł. Południowy stok jest bardzo przy¬jemny o tej porze dnia - zgodził się Dominik i odwrócił głowę, by ukryć chytry uśmieszek. ma odpowiedzieć. - Nie uraziłeś, bo to, niestety, prawda. Lara starała się robić to, czego chciała matka, podczas gdy ja zawsze miałam własne zdanie. Isobelle najpierw w ogóle się nią nie interesowała, praktycznie nie zauważała jej, bo po co robić sobie kłopot? Kiedy jednak Lara miała jakieś jedenaście lat i stało się jasne, że wyrośnie na prawdziwą piękność, matka za¬ Z podniesioną głową weszła do środka, a księciu nie po¬zostało nic innego, jak podążyć za nią. Powodzenia, Tammy